Kiedy jechałam ostatnio pociągiem do Poznania zauważyłam na polach uprawy dyń. Nie wiem, dlaczego ale jakoś nie spodziewałam się tego widoku. Może, dlatego, że wielkopolska kojarzy mi się ze szparagami, ziemniakami, rzepakiem, pszenicą, ale ni jak z dynią? Muszę jednak przyznać, że wyjątkowo pięknie takie pola wyglądają i bardzo żałuję, że nie ma przyjemności oglądania ich częściej. W mojej okolicy dynię mogę zobaczyć jedynie w sklepie, na polach królują ziemniaki, zboża i małe ogródki przydomowe. Jednak mam wrażenie, że dynie, kabaczki, patisony czy cukinie są zupełnie pomijane w lokalnych uprawach. Ciekawe, dlaczego? Może za sprawą nawyków kulinarnych i powierzchni, jaką zajmuje jedna roślina. W niedużych ogródkach przydomowych wielgachne dynie robiłyby, nie lada wrażenie. Nienasycona pięknym widokiem jesiennego warzywa w drodze powrotnej kupiłam na straganie dynię. Przywieziona do domu zdobiła parapet przez kilka dni, do czasu, aż wymyśliłam, co chcę z niej przygotować. Oczywiście pestki wysuszyłam i zjadłam, ale w tym umiłowaniu do skubania czegoś przed telewizorem zapewne nie jestem osamotniona. Gdy przecięłam dynię w kuchni zaczął unosić się słodki zapach, świeży i lekki. Natychmiast skojarzył mi się z brzoskwiniami, ogórkami i arbuzem. O ile ogórek i arbuz pasują wspaniale do chłodników o tyle dynia sprawdza się raczej w ciepłych zupach lub takich, które można podać w temperaturze pokojowej. Wykorzystując tą okazję przygotowałam kilka amuse gueule czyli w wolnym tłumaczeniu, orzeźwiającą zupkę podaną w małych szklaneczkach na dobry początek. |
|||
|
|||
|
|
||
|
Reader Interactions
Ten przepis kulinarny ma 13 komentarzy. Dziękuję Ci za komentarze do przepisów!
franca napisał
Pychota
Klaudia napisał
Czy można zamiast brzoskwini użyć nektarynki?
Olga Smile napisał
Klaudia – jasne!