Ten typ deseru zapoczątkowała u nas koleżanka Ewa, która przychodząc z mężem w odwiedziny przyniosła ze sobą armię babeczek wypełnionych owocami, galaretką i budyniem. Były pyszne, kuszące smakiem, piękne, urocze, chrupało się je z przyjemnością a my rozbawieni nadaliśmy im miano nagich babeczek. I tak już zostało. Babeczki, o których mówię, Ewa przyniosła z cukierni, nie piekła ich i nie utrudniała sobie życia. Jest to wygodne rozwiązanie o ile chcemy zaoszczędzić trochę czasu i wyręczyć się innymi. Ja od kilku lat robię babeczki do połowy moje, czyli kupuję babeczki puste i przygotowuję do nich cały farsz i owoce. Uważam, że jest to optymalne rozwiązanie, bo bawienie się z foremkami, ciastem kruchym, grochem nie leży w mojej naturze. Ale zrobienie pysznego kremu jak najbardziej. Jednymi minusem babeczek nagich jest to, iż znikają strasznie szybko i nie ma, co liczyć, że na drugi dzień będziemy mieli, co zjeść do porannej kawki. Ale cóż to, zawsze możemy owe babeczki powtórnie zaprosić w nasze skromne progi. Nie jest to danie niskokaloryczne, ale raz na jakiś czas możemy sobie na nie pozwolić. Od jakiegoś czasu babeczki takie są do kupienia w cukierniach, sklepach z ciasteczkami a nawet w supermarketach pakowane w opakowania zawierające około 20 stuk. Radze jednak wcześniej dowiedzieć się, czy przypadkiem nie jest to wersja słona babeczki, bo wtedy słodkie nadzienie nie będą nam pasowały ale za to pieczarki jak najbardziej. Co prawda z deseru zmienimy danie to w ciepłą przystawkę, ale nic to w obu wersjach są wyjątkowo smaczne i tak akurat pasują do godnych ust. | |||
|
|||
|
|
||
|
Nagie babeczki w odsłonie pierwszej
0